Klub motorowy PTTK Kielce - www.naczterykola.pl

Informacja o braku obsługi Flasha.





  • Zlot Andrzejkowy AD 2015

    // 06 grudnia 2015

    Ale od początku... Głównym animatorem imprezy był oczywiście "Kędzior", zaś nowy Zarząd miał okazję, asystując - uczyć się i w trybie przyśpieszonym pochłaniać wiedzę, jak wygląda przygotowanie takiego zlotu od kuchni. Czasu nie było wiele, wszystko działo się on line, tu i teraz ale daliśmy radę!

    Tegoroczna impreza andrzejkowa, która weszła już do tradycji Klubu "Na cztery koła" organizowana była wraz z zaprzyjaźnionym klubem "Bezdroża 4x4". Od początku było jasne, że zjadą się ludziska z całego kraju i liczba samochodów będzie ogromna. Z drugiej strony charakter tegorocznej trasy rajdu nie dawał szansy na nieograniczoną liczbę uczestników. Tak po prostu, nie zmieścilibyśmy się. Padła więc decyzja - ograniczamy do max 40 pojazdów. Okazało się, że dwa dni po uruchomieniu zapisów, wolnych miejsc praktycznie już nie mieliśmy...

    Start miał miejsce na parkingu pod hotelem Ameliówka. Tam dopiero było widać ilu nas jest. Parking i droga dojazdowa do hotelu były wręcz nieprzejezdne. Wszędzie stały terenówki wszelakiej maści i o najprzeróżniejszym wyposażeniu. No i przede wszystkim... tłum ludzi, którzy przyjechali z całej Polski, by w czarujących okolicznościach świętokrzyskiej przyrody spędzić magiczną noc wróżb.

    9:30 - zaczynamy odprawę! Poszło bardzo sprawnie i po kilkunastu minutach ruszamy zdobywać Radostową. Ta góra zawsze jest tajemnicza, zawsze wymagająca i tak też było tym razem. Kilkudniowe deszcze jak zawsze spowodowały lawinę błota, która w nocy tuż przed rajdem.... zamarzła. Efekt? Na nic reduktory, na nic jazda na niskich biegach. Samochody się zsuwały, przyczepność zerowa, naciskanie hamulca miało raczej charakter uspokojenia sumienia, bo wpływu na ruch pojazdu nie miało żadnego. Już po kilku metrach chyba wszyscy nabraliśmy szacunku do rzeczywistości. Oczywiście nie obyło się w takiej sytuacji bez dłuższych przestojów. Asekuracyjna jazda niemal wszystkich kierowców (no może poza Mirkiem, który asekuracyjnie jechał ciut wolniej niż zwykle ale i tak zdecydowanie szybciej niż pozostali) spowodowała znaczny spadek tempa. W poszukiwaniu alternatywy niektórzy z nas... troszkę sobie pomogli asfaltem ale o tym sza :) Pieczątek i czasówek nie było, a rajd miał charakter turystyczny więc małe pójście na łatwiznę chyba jest do wybaczenia. Drogami i bezdrożami dotarliśmy do Belna. Tam na zaprzyjaźnionej piaskowni, która zmieniła się w iście marsjański krajobraz - nastąpiło właściwie katowanie żelaza. Otóż każdy, kto tylko chciał, mógł w dowolny sposób demolować swój samochód przy akompaniamencie braw względnie śmiechu. Po około godzinie, lub dwóch nawet, każdy poużywał na tyle, by ochoczo ruszyć na kolejny etap tj. Błotną Dolinę u Leona X ;). Wszyscy zmierzali w tamtą stronę o tyleż bardziej zdecydowanie, że przewidziano tam obiad, serwowany na łące.

    Dziwić się temu trudno ponieważ wiadomym jest, że "łofrołdowanie" pobudza apetyt. Po spożyciu łyżki ciepłej strawy (niektórzy dosłownie łyżki) kontynuowano igrce na wspomnianych już terenach Leona X, katując pojazdy zapamiętale. Z nastaniem zmroku część osób nadal topiła się w błocie, ale dały się słyszeć głosy, że wobec wieczornej andrzejkowej biesiady czas kończyć jazdę i zająć się pudrowaniem nosów, malowaniem rzęs tudzież pastowaniem lakierków.

    O 19:30 w hotelu "Jodełka" cały kielecki PTTK - w tym także i my jako Klub - oddaliśmy się harcom na parkiecie, pałaszowaniu świętokrzyskich smakołyków, oraz okowitce, którą z werwą polewano biesiadnikom, co z kolei pobudzało gotowość do igrców, w takt muzyki i w ten sposób koło się zamknęło. Pito więc, tańczono, jedzono po czem znowu pito. W tzw. międzyczasie, "Kędzior" poprowadził jedyną w swoim rodzaju aukcję, podczas której uczestnicy popłakali się ze śmiechu, bo trzeba Wam wiedzieć, że aukcja przybrała charakter iście kabaretowy, co się istotnie przełożyło na jej finansowy wynik.

    Noc była już dalej jak w połowie, gdy przyszło się powoli żegnać. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić. To była typowa klubowa impreza w najlepszym wydaniu. Była zabawa, błoto i wspaniali ludzie jakich nigdzie ze świecą nie znajdziecie!

    A ja tam byłem i z kobitami tańczyłem i wódeczkę piłem...

    Boguś Lajer